Piszę dopiero dzisiaj, gdyż we wtorek
bardzo późno wróciłam do domu, a poza tym musiałam ochłonąć
po ogromnej niespodziance. Ale zacznę od początku.
Jakiś czas temu razem z dwoma
dziewczynami ze szkoły brałyśmy udział w Olimpiadzie
Kreatywności. Nie jest to konkurs uznawany przez uczelnie tak bardzo
jak olimpiady przedmiotowe. Mimo to chciałyśmy wziąć udział.
Przechodząc do eliminacji okręgowych dowiedziałyśmy się, że
laureaci będą reprezentować Polskę na etapie międzynarodowym w
Toronto w Kanadzie. To brzmiało naprawdę niesamowicie. Wszystko
potoczyło się na naszą korzyść i udało nam się zakwalifikować
do eliminacji III stopnia – centralnych. Była to ogromna
niespodzianka, bo jednak tytuł finalisty nie chodzi piechotą. Na co
dzień żadna z Nas nie ma za dużo czasu, aby oddawać się swoim
pasjom, a jednak mogłyśmy wykazać się artystycznie właśnie w
tym konkursie. Tam liczy się przede wszystkim pomysł i kreatywne
podejście do trzech zadań.
Jadąc we wtorkowy poranek nie byłyśmy
nastawione na nic wielkiego. Dla Naszej drużyny liczyło się
przeżycie ciekawej przygody. Po przyjeździe do Poznania,
wylosowałyśmy stół numer 4. Wraz z nami na ogromnej sali było
pięćdziesiąt zespołów z całej Polski. Najpierw czekały Nas
wykłady, które miały naprowadzić uczestników na odpowiednie
tory. Później przeszliśmy do rywalizacji.
Dziewięćdziesiąt minut. Trzy
zadania. Trzy dziewiętnastolatki. Miałyśmy ręce pełne roboty.
Jednakże każda na kartkach zostawiła cząstkę siebie, swojej
wrażliwości i przede wszystkim kreatywności. Byłyśmy zadowolone
z Naszych dzieł. Jeśli chodzi o wykonanie postawiłyśmy na
prostotę tj. ołówki, długopisy, kredki. Bycie kreatywnym nie
polega na używaniu jak najbardziej wymyślnych materiałów. Liczy
się pomysł.
Do gali i ogłoszenia wyników miałyśmy
naprawdę sporo czas. Te pięć godzin postanowiłyśmy spędzić na
zwiedzaniu Poznania. Knajpek, kawiarni a także Starego Browaru. Nie
mogłyśmy się doczekać, nie ukrywam, że cały czas chodziło mi
to po głowie.
Gdy wybiła godzina osiemnasta,
siedziałyśmy już z niecierpliwością w sali i czekałyśmy na
ostateczne wyniki. Najpierw tytuły finalisty z wyróżnieniem,
następnie przyszła kolej na laureatów i.. usłyszałyśmy numer 4
– czyli Nasz stół. Nie mogłyśmy w to uwierzyć, a pierwszą
myślą było to, że jedziemy do TORONTO! W najśmielszych snach nie
przepuściłabym, że zostaniemy dostrzeżone na tle wszystkich
uczestników. Jasne, myślałam, że jakby było super dostać okazję
reprezentowania Polski i zwiedzenia odległego kontynentu. Jednak nie
mogłam w to uwierzyć, odbierając zaświadczenie laureata
ogólnopolskiego i finalisty międzynarodowego, że to się dzieje
naprawdę!
Jeszcze kilka dni wcześniej rozmawiałam w szkole, że
nie mamy żadnych szans. Chyba powinnam bardziej uwierzyć w siebie.
Myślę, że dla naszej wymarzonej drużyny była to ogromna
niespodzianka. Pewnie nawet nie byłyśmy świadome tego, jakie
artystyczne a zarazem kreatywne dusze posiadamy.
Teraz tylko pozostaje Nam czekać na wrześniowy wyjazd.
O.
No comments:
Post a Comment