Nastał Styczeń, a co za tym idzie rozpoczął się sezon studniówek. Moja będzie miała miejsce w najbliższą sobotę. Ludzie zaczęli wpadać w panikę i szukać kreacji, zaklepywać fryzjerów i kosmetyczki. Przede wszystkim płeć piękna. Ale czy jest sens wdawać się w ten popłoch? Dla mnie to co się dzieje jest nienormalne.
Po pierwsze dziewczyny wydają ogromne kwoty na horrendalnie drogie sukienki. Tylko po co? Po to żeby założyć ją na 8 godzin i jeszcze maksymalnie na 2 wyjścia, które będą wymagały stroju wieczorowego, a jak wiadomo nie ma ich za dużo. Tym bardziej, że właśnie teraz sprzedawcy wykorzystują ten okres i ciężko jest znaleźć idealną dla siebie i odpowiednią na naszą kieszeń kreację. Ja swoją kupiłam już pół roku temu, bo zobaczyłam ją i stwierdziłam, że idealnie się nada. Mimo że musiałam poprosić krawcową o drobne poprawki, jej cena nie wyniosła więcej niż 80zł.
Następną sprawą jest podwiązka. Kawałek czerwonej koronki, a biznes na niej można zrobić taki, że nawet nikt się nie spodziewa. Ceny w sieciówkach wahają się między 20 a 25zł - za coś co założy się tylko raz, na te kilka godzin. A tak właściwie to wyłącznie do kilku zdjęć, bo przecież nikt nie będzie zaglądał wcześniej nikomu pod sukienkę.
Byłabym zapomniała o sklepach bieliźniarskich, które zasypują ofertami czerwonych, fikuśnych kompletów bielizny. Specjalnie na tę okazję. Szczególnie, gdy strony internetowe głoszą absurdalne przesądy, że musi być czerwona, bo to ona ma nam przynieść powodzenie na maturze - okej, a co w wypadku, gdy nasza sukienka jest biała? Absurd goni kolejny.
W internecie możemy znaleźć ogrom zababonów. Głupich i głupszych. A pewnie sprawdzalność ich zależy od tego, jak bardzo w nie uwierzymy. Fakt, że jest to jedyna taka noc dla maturzystów i powinna zostać niezapomniana, nie równa się temu, że jej koszty muszą być niewyobrażalne. Dla mnie najważniejsza jest świetna zabawa z przyjaciółmi, niezależnie od tego ile ktoś wydał na przygotowanie siebie do tego dnia.
O.
No comments:
Post a Comment